czwartek, 24 lipca 2014

Z trocin na drybed

Już od jakiegoś czasu myślałam o pozbyciu się trocin i podniesieniu standardu życia Grubej i Młodej. Powodów było kilka - charczenie Grubej (które okazało się być zakażeniem górnych dróg oddechowych) i moje podejrzenie alergii u niej (łupież), wszędobylskie trociny, a poza tym zwykła chęć do zmiany czegoś i eksperymentowania.

Przed drybedem (i sprzątaniem klatki...)
Szukałam czegoś, co byłoby w miarę zrównoważone zarówno jeśli chodzi o nakład pracy przy utrzymaniu czystości, jak i finanse. Maty trzeba byłoby zbyt często prać, bed'o'linum wyszłoby zbyt drogo, jak na coś, co trzeba wymieniać raz na tydzień. Najbardziej zaciekawił mnie Drybed (Vetbed).
Jest to specjalnie skonstruowana mata, najczęściej podgumowana, o dużej gęstości włosia, tak że przypomina miły w dotyku dywan. Pierwotnie była przeznaczona dla psów i kotów. Jej magiczna zdolność polega na przepuszczaniu cieczy przez włosie pozostawiając je jednocześnie suchym, dlatego też drybedy wymagają obecności podściółki.
Mój dziki drybed z resztą zakupów.

Razem ze zmianą ściółki postanowiłam zmienić również wystrój klatki. Drewniane domki poszły w odstawkę na rzecz pigloo i nowych poduszek (w trakcie szycia). Długo zastanawiałam się, co zrobić żeby siano nie wczepiało się we włosie. Najpierw spróbowałam umieścić je w kartonie, jednak była to opcja krótkotrwała (kartonik został pożarty razem z siankiem). Obecnie stosuję stary kojec od małego psiego legowiska. Nie zabezpiecza to drybedu przed ufaflonieniem w stu procentach, ale zawsze to mniej do skubania przed praniem.

Tak jak wspomniałam, przy vetbedzie niezbędna jest podściółka. Najczęściej polecany jest żwirek drzewny, którego o ile nie powinno się stosować samodzielnie jako ściółki ze względu na jego twardość, o tyle pod miękciuchną matą świnki praktycznie nie będą go czuć, a wciąż będzie spełniał swoją funkcję pochłaniacza moczu. W sklepie zoologicznym udało mi się dostać 10kg żwirku marki noname za 15zł. Bałam się, że pojedynczy worek starczy na zaledwie jedno czyszczenie, ale w praktyce wyszło, że na pokrycie dna kuwety zużyłam niewiele ponad 1/4 całego zapasu.

Sam drybed zamówiłam w rozmiarze 1x0.75 metra w sklepie The Pig. Sklep w swoim opisie przestrzega, żeby przy docinaniu go do rozmiaru kuwety zachować pewien zapas, w razie gdyby mata skurczyła się lekko po praniu (ręcznie lub w pralce). Oto efekt mojej pracy:

Wyposażenie na razie prezentuje się ubogo,
ale nadal nad nim pracuję. 
W pudełku wycięłam otworki,
przez które świnie miały
skubać sianko bez wskakiwania do niego.
Zdjęcie zostało zrobione
 minutę po wpuszczeniu ich do klatki.


Wszystko to działo się niecałe dwa tygodnie temu. W kolejnym wpisie postaram się porównać i opisać jak drybed spisuje się w praktyce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz