Zabrałam się dzisiaj za sprzątanie klatki. Zajęło mi to nieco ponad godzinę. Dla niektórych może to brzmieć strasznie, ale spodziewałam się co najmniej dwukrotności tego czasu. Dlaczego?
Ano dlatego, że drybed jak każda inna rzecz na świecie, ma swoje wady i zalety, a jego największą wadą jest zwiększony nakład pracy potrzebny do utrzymania czystości.
Przede wszystkim wymaga on systematyczności - przynajmniej raz dziennie trzeba wybrać bobki z powierzchni wykładziny, żeby świniaki nie wdeptały ich we włosie i przy okazji same się nie ufajdały. Problemem jest też siano, które lubi się wczepiać w matę, dlatego gruntowne sprzątanie zaczynam od wytrzepania i zmiecenia owego sianka, resztek karmy i bobków. Za pierwszym razem próbowałam celować z tym wszystkim do worka na śmieci, ale nie miało to większego sensu. Teraz strzepuję wszystko na podłogę, a po fakcie zamiatam i mam tą część z głowy.
Pranie. Drybedy można prać w pralce lub ręcznie. Spróbowałam obu metod - po wirowaniu w pralce włókna się posklejały i zmechaciły, i chociaż mata na funkcjonalności nie straciła, to na wyglądzie na pewno. Może jeśli ktoś nie widział jej wcześniej nie zwróci na to specjalnej uwagi. Na forum SPŚM znalazłam świetną poradę, która pomoże ochronić filtr pralki przed zapchaniem (nigdy nie doczyści się drybedu idealnie ze wszystkich okruchów) - wystarczy wrzucić całe świńskie pranie do poszewki z suwakiem, a ta zatrzyma wszelki ukryty brud. Do prania ręcznego przecięłam materiał dla wygody na dwie mniejsze części po 0,5x0,5m każda. Za pierwszym razem po prostu płukałam wszystko wodą; dzisiaj zastosowałam kolejny patent z forum i wymoczyłam przedtem drybed w roztworze octu, który w cudowny sposób rozpuszcza mocz na każdej powierzchni (mój numer 1 jeśli chodzi o czyszczenie kuwety, gorąco polecam).
Suszenie. Bez wirowania może nie jest tragiczne, ale trzeba się mocno nawyrzynać. Mój model schnie przynajmniej kilka godzin (może produkty innych firm radzą z tym sobie lepiej). Dobrze jest go przekładać co jakiś czas, tak żeby część włochata była raz górą, raz do dołu. W międzyczasie można wymyć resztę akcesoriów. Pod tym względem bardzo chwalę sobie zmianę drewnianych domków na plastikowe pigloo. Zastanawiam się nawet nad zrobieniem paśnika z plastikowego pudełka na żywność. Utrzymanie higieny jest dzięki temu dużo łatwiejsze.
Po tych dwóch tygodniach, sama zadaję sobie pytanie, czy ta cała zabawa z czyszczeniem jest warta wydanych pieniędzy i czy korzyści przeważają nad wadami. Póki co, skłaniam się ku odpowiedzi, że tak. Grubej zdecydowanie przestała wyłazić sierść. Mniej czuć zapach z klatki (drewniany żwirek genialnie chłonie mocz), jest miękko i (prawie) sucho cały czas. Dookoła klatki panuje cały czas względny porządek, a szpary w podłodze powoli zaczynają zapominać czym jest pył. A od kiedy same świniaki przyzwyczaiły się do nowego podłoża, Gruba zaczęła na nim wyciągać nóżki. Ba, woli na nim spać w transporterze na wybiegu niż hasać po dywanie. Młoda z kolei zakochała się w pigloo i została mistrzynią kamuflażu, jeśli chodzi o ukrywanie się w sianie do tego stopnia że myślałam na początku, że nawiała -> LINK!
EDIT: Kiedy byłam z Grubą u dr Katarzyny Wiśniewskiej, zwróciłam też uwagę na zaczerwienione spody łapek. Pani doktor powiedziała, że przydałoby się miększe podłoże lub grubsza warstwa trocin w klatce. Obecnie nie ma żadnych śladów zaczerwienienia - łapki są ślicznie różowiutkie :) Kolejny plus dla drybedu.
Ano dlatego, że drybed jak każda inna rzecz na świecie, ma swoje wady i zalety, a jego największą wadą jest zwiększony nakład pracy potrzebny do utrzymania czystości.

Pranie. Drybedy można prać w pralce lub ręcznie. Spróbowałam obu metod - po wirowaniu w pralce włókna się posklejały i zmechaciły, i chociaż mata na funkcjonalności nie straciła, to na wyglądzie na pewno. Może jeśli ktoś nie widział jej wcześniej nie zwróci na to specjalnej uwagi. Na forum SPŚM znalazłam świetną poradę, która pomoże ochronić filtr pralki przed zapchaniem (nigdy nie doczyści się drybedu idealnie ze wszystkich okruchów) - wystarczy wrzucić całe świńskie pranie do poszewki z suwakiem, a ta zatrzyma wszelki ukryty brud. Do prania ręcznego przecięłam materiał dla wygody na dwie mniejsze części po 0,5x0,5m każda. Za pierwszym razem po prostu płukałam wszystko wodą; dzisiaj zastosowałam kolejny patent z forum i wymoczyłam przedtem drybed w roztworze octu, który w cudowny sposób rozpuszcza mocz na każdej powierzchni (mój numer 1 jeśli chodzi o czyszczenie kuwety, gorąco polecam).

Po tych dwóch tygodniach, sama zadaję sobie pytanie, czy ta cała zabawa z czyszczeniem jest warta wydanych pieniędzy i czy korzyści przeważają nad wadami. Póki co, skłaniam się ku odpowiedzi, że tak. Grubej zdecydowanie przestała wyłazić sierść. Mniej czuć zapach z klatki (drewniany żwirek genialnie chłonie mocz), jest miękko i (prawie) sucho cały czas. Dookoła klatki panuje cały czas względny porządek, a szpary w podłodze powoli zaczynają zapominać czym jest pył. A od kiedy same świniaki przyzwyczaiły się do nowego podłoża, Gruba zaczęła na nim wyciągać nóżki. Ba, woli na nim spać w transporterze na wybiegu niż hasać po dywanie. Młoda z kolei zakochała się w pigloo i została mistrzynią kamuflażu, jeśli chodzi o ukrywanie się w sianie do tego stopnia że myślałam na początku, że nawiała -> LINK!
![]() |
Ziołowe ciasteczka domowej roboty od cioci Ewy, właścicielki Memory'ego i Stickera :) |
![]() |
Degustacja :) |
EDIT: Kiedy byłam z Grubą u dr Katarzyny Wiśniewskiej, zwróciłam też uwagę na zaczerwienione spody łapek. Pani doktor powiedziała, że przydałoby się miększe podłoże lub grubsza warstwa trocin w klatce. Obecnie nie ma żadnych śladów zaczerwienienia - łapki są ślicznie różowiutkie :) Kolejny plus dla drybedu.