Przyszedł w końcu dzień, kiedy musieliśmy się pożegnać z naszym Misiem. Wiadomym było, że żaden inny pies nam go nie zastąpi. Nie powiem, że nie próbowałam namówić rodziców na innego, choćby mniejszego, żeby zapełnić dziurę po Uchatym, ale rodzice zgodnie i dobitnie stwierdzili, że biorąc psa, kiedy siostra jest od dawna poza domem, ja za dwa lata idę na studia, a oni sami cały dzień pracują, sprawi, że ten nowy będzie się jedynie męczył siedząc sam w domu. Wtedy podjęłam chyba pierwszą dużą, samodzielną decyzję, że potrzebuję futerka. Nieważne jakiego. Choćby najmniejszego. A rozumu miałam już wystarczająco dużo, żeby nikt nie mógł mi powiedzieć, że nie jestem w stanie się takowym samodzielnie zająć.
Pierwszą myślą był chomik - mało wymagający, ale też mało interaktywny i prawdę mówiąc bałam się, że kiedyś go przypadkiem zdepczę. Mimo wszystko ciężko byłoby się przerzucić z nowofundlanda na coś aż tak małych rozmiarów. Wtedy kolega, który sam posiadał samca, rzucił hasłem: "świniak morski". I wtedy w głupi sposób pomyślałam, że zdam się na los - jeśli mam mieć prosiaka, to z najbliższego sprawdzianu z matematyki uda mi się uciułać czwórkę. Wiem, że nie było to jakieś niesamowite wyzwanie, ale jeśli coś ma się nie udać, to po prostu się nie uda.
Udało się. Wieczorem podeszłam do mamy, mówiąc dosłownie: "Mamo, żeby nie było, że nie wiedziałaś, idę jutro kupić świnkę morską." Po usłyszeniu spodziewanego i kategorycznego "nie", odpowiedziałam jedynie, że już postanowiłam i tak zrobię. Pieniądze na klatkę, jedzenie i samego zwierzaka miałam odłożone.
Kiedy Grubas przyszedł na świat - tego nie wiem. Kupiłam ją w sklepie zoologicznym, kiedy miała około trzech miesięcy. Z perspektywy czasu, było to dość nieodpowiedzialne posunięcie, ze względu na to, że nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z tymi futrzakami. Najmniejszego.
Czemu akurat ona z całego stadka? - Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, stała na środku akwarium w pełnej gotowości, na wyprostowanych nóżkach. Małe, rozczochrane, z głową większą od reszty ciałka. Kiedy tylko podchodziła do niej inna świnka, Gruba wyskakiwała w powietrze i robiła obrót o 180 stopni w miejscu, strasząc tą, która ośmieliła się do niej zbliżyć. Miły Pan złapał mi mojego malucha, zapakował do pudełka, dorzucił odpowiednią wyprawkę i ruszyłyśmy już razem do domu.
Pierwszą, polecaną przez SPŚM zasadą oswajania małego świniaka jest umieszczenie go w klatce i pozostawienie samemu sobie na okres 2-3 dni, żeby ten oswoił się z otoczeniem. Co zrobiła moja mama po zobaczeniu magicznego pudełka? Wyjęła małego Pulpeta, położyła go sobie na brzuchu i zaczęła głaskać i tarmosić, tak że ze strachu mi prawie serducho stanęło. Oczyma wyobraźni widziałam już powstającą wielką rysę na psychice małej. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie. Gruba po zadomowieniu zyskała ze względu na swoje bezpośrednie zachowanie status miniaturowego psa.
Pierwsze dni w domu - 26/28.10.2009r. (brak dokładnej daty)
Pierwszą myślą był chomik - mało wymagający, ale też mało interaktywny i prawdę mówiąc bałam się, że kiedyś go przypadkiem zdepczę. Mimo wszystko ciężko byłoby się przerzucić z nowofundlanda na coś aż tak małych rozmiarów. Wtedy kolega, który sam posiadał samca, rzucił hasłem: "świniak morski". I wtedy w głupi sposób pomyślałam, że zdam się na los - jeśli mam mieć prosiaka, to z najbliższego sprawdzianu z matematyki uda mi się uciułać czwórkę. Wiem, że nie było to jakieś niesamowite wyzwanie, ale jeśli coś ma się nie udać, to po prostu się nie uda.
Udało się. Wieczorem podeszłam do mamy, mówiąc dosłownie: "Mamo, żeby nie było, że nie wiedziałaś, idę jutro kupić świnkę morską." Po usłyszeniu spodziewanego i kategorycznego "nie", odpowiedziałam jedynie, że już postanowiłam i tak zrobię. Pieniądze na klatkę, jedzenie i samego zwierzaka miałam odłożone.
Kiedy Grubas przyszedł na świat - tego nie wiem. Kupiłam ją w sklepie zoologicznym, kiedy miała około trzech miesięcy. Z perspektywy czasu, było to dość nieodpowiedzialne posunięcie, ze względu na to, że nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z tymi futrzakami. Najmniejszego.
Czemu akurat ona z całego stadka? - Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, stała na środku akwarium w pełnej gotowości, na wyprostowanych nóżkach. Małe, rozczochrane, z głową większą od reszty ciałka. Kiedy tylko podchodziła do niej inna świnka, Gruba wyskakiwała w powietrze i robiła obrót o 180 stopni w miejscu, strasząc tą, która ośmieliła się do niej zbliżyć. Miły Pan złapał mi mojego malucha, zapakował do pudełka, dorzucił odpowiednią wyprawkę i ruszyłyśmy już razem do domu.
Pierwszą, polecaną przez SPŚM zasadą oswajania małego świniaka jest umieszczenie go w klatce i pozostawienie samemu sobie na okres 2-3 dni, żeby ten oswoił się z otoczeniem. Co zrobiła moja mama po zobaczeniu magicznego pudełka? Wyjęła małego Pulpeta, położyła go sobie na brzuchu i zaczęła głaskać i tarmosić, tak że ze strachu mi prawie serducho stanęło. Oczyma wyobraźni widziałam już powstającą wielką rysę na psychice małej. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie. Gruba po zadomowieniu zyskała ze względu na swoje bezpośrednie zachowanie status miniaturowego psa.
Pierwsze dni w domu - 26/28.10.2009r. (brak dokładnej daty)
Jakie to słodkie, że nie tylko ja szaleję za świniakami. :)
OdpowiedzUsuń